22 grudnia 2016

Ewa i Natalia Karpińskie „Wirusy” - recenzja

książka, choroby, Karpińskie, wirusyGrudzień, to jeden z miesięcy, w którym trwa sezon chorobowy. Przeróżne choróbska czają się na nas, a za wieloma z nich stoją groźne wirusy. Jednak one nie wiedzą, że już nie są tak całkowicie bezkarne.


Chyba każdy z nas przynajmniej raz w życiu zachorował na chorobę wywołaną przez wirusy, ale czy mieliśmy niezbędną wiedzę, aby przejść przez nią najkrócej, jak tylko się da? Odkąd mamy pod ręką książkę Ewy i Natalii Karpińskiej „Wirusy”, życie stało się prostsze.

20 grudnia 2016

Poskramiacze tajemnic, czyli mali detektywi na tropie duchów

Pani Fishka, Kraków, spacerKim były Kasylda i Leonora? Jak odgaduje się ukryte hasła? Co mieściło się na starej mapie, a co oznaczały tajemnicze cyfry w notesie? My już wiemy, bo byliśmy na spacerze detektywistycznym z Fishką!


W chłodny sobotni ranek, kiedy pół miasta marzyła o wygrzaniu się z kotem pod ciepłym kocykiem, grupa małych detektywów wyruszyła na spacer, aby odnaleźć duchy miasta.

10 grudnia 2016

Eline Snel „Uważność i spokój żabki” - recenzja

książka, poradnik, mindfulnessWspółcześnie, każdy człowiek ma mniejsze, bądź większe problemy ze skupieniem uwagi. Za rozkojarzenie i brak koncentracji odpowiedzialne jest m.in. tempo życia. Najbardziej narażone na rozproszenie są dzieci, ale na całe szczęście można im pomóc, a wzorować powinny się na poczciwej żabie.


W dzisiejszych czasach uważność jest bardzo istotna, ponieważ wszyscy jesteśmy narażeni na szereg bodźców zewnętrznych. Uważność to po prostu bycie obecnym w danej chwili.

7 listopada 2016

Beksiński bliżej, niż kiedykolwiek wcześniej - wykład Wiesława Banacha

Kraków, galeria, Beksiński, NCK

Ostatnio spieszyłam się do Nowohuckiego Centrum Kultury na wykład Wiesława Banacha o życiu i twórczości Zdzisława Beksińskiego. Wbiegłam do NCK mijając tłumy czekające w kolejce do kasy, potem wpadłam do pełnej sali na wykład i pomyślałam, że to fajnie, że Beksiński ściąga tyle osób.

4 listopada 2016

Elżbieta i Witold Szwajkowscy "Pajdohistoryjki z Basią" - recenzja

przedszkolaki, WiR, Szwajkowscy, pajdohistoryjkiEdukacja lekka, łatwa i przyjemna? Ależ oczywiście! Z pajdohistoryjkami każdy przedszkolak będzie miał dobrą zabawę i naukę w jednym. A jego przewodniczką będzie urocza Basia.

30 września 2016

Dinozaury na dużym ekranie

Kino Kijów, dinozaury, Małopolska Noc NaukowcówJeśli późnym piątkowym popołudniem tłumy zmierzają w kierunku Kina Kijów, to znak, że zaraz zacznie się Małopolska Noc Naukowców!


Tak też było i tym razem. Młodzi ludzie tłumnie przybyli do Kina Kijów, gdzie miała odbyć się inauguracja Małopolskiej Nocy Naukowców i zaprezentowane multimedialne widowisko „Naukowe safari z dinozaurami”.

26 września 2016

Profesor Wiolinek w poszukiwaniu smoka Bemolusa

Opera Krakowska, spektakl dla dzieci
Fot. Opera Krakowska

I znów zagościliśmy w Operze Krakowskiej! Tym razem naszym celem było obejrzenie spektaklu „Profesor Wiolinek i smok Bemolus”.


Znany nam już z poprzednich przedstawień profesor Wiolinek zamierzał odnaleźć smoka Bemolusa oraz wielką partyturę świata muzyki. Towarzyszył mu tradycyjnie duch Angus oraz stara szafa i nieco dziwaczny zegar.

18 września 2016

Yalda T.Uhls - "Cyfrowi rodzice" - recenzja

dzieci w sieci, cyfrowi rodziceDacie wiarę, że w XIX wieku rodzice byli zaniepokojeni, bo ich dzieci uzależniały się od czytania książek? Dokładniej powieści, a precyzyjniej powieści romantycznych Jane Austen. Strach XIX-wiecznych rodziców przed powieścią porównywalny jest z dzisiejszym niepokojem przed fascynacją dzieci cyfrowym światem.


Książka Yaldy T.Uhls „Cyfrowi rodzice” wydana przez Wydawnictwo IUVI pozwolą rodzicom i nauczycielom zapoznać się z pojęciami, które dotychczas były dla nich „czarną magią”. Jeśli czujecie, że rozwój świata multimediów Was przerasta, czujecie się w tym świecie zagubieni, nie wiecie do czego służy Pinterest, Twitter czy Snapchat, koniecznie skorzystajcie z poradnika autorki.

17 września 2016

Beata Sarnowska - "Tajemnica zaginionej kotki" - recenzja

Kotka, Olsztyn, Sarnowska, książka dla dzieciZginęła kotka! Czy ktoś widział ją? Zginęła Teośka. Nie wiadomo kiedy i nie wiadomo jak. Ktoś pisze anonimy. Pojawiają się tajemnicze pieczęcie i dziwni ludzie... 

Emocje przy czytaniu „Tajemnicy zaginionej kotki” Beaty Sarnowskiej towarzyszyły nam od samego początku i wcale nie malały wraz z czytaniem. Wkręciliśmy się z synem w olsztyńską opowieść nie na żarty. Z bohaterami książki zwiedziliśmy olsztyńskie zabytki. Obgryzaliśmy palce z nerwów przy kolejnych zwrotach akcji. Kiedy czuliśmy, że jesteśmy blisko rozwiązania, wtedy sytuacja jeszcze bardziej się komplikowała, a rozdział się kończył.

Jak wyłączyliśmy internet w Gliwicach

Gliwice, Śląsk, radiostacja, muzeumRóżne rzeczy nam się przydarzają na wycieczkach, zwykle bardzo śmieszne, a tym razem dokonaliśmy swoistego ataku na gliwicki internet. Na szczęście ofiar w ludziach nie było. Najprawdopodobniej nie było.


W sobotę rano wyruszyliśmy z przyjaciółmi na zaplanowaną wcześniej wycieczkę. Pogoda nie zachęcała do wychodzenia z domu, ale jak wiadomo „przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda!”.

2 września 2016

My(d)lenie oczu, czyli złudzenia optyczne

Wzrok jest jednym z najważniejszych zmysłów. Nie wyobrażamy sobie bez niego życia. Ufamy mu bezgranicznie i nie przeczuwamy, że może nas zwodzić. 


W ubiegły piątek odwiedziłam z synem krakowskie Muzeum Historii Fotografii. Tym razem byliśmy na wernisażu wystawy „My(d)lenie oczu”. Wystawa pokazuje niecodzienną odsłonę Muzeum, ponieważ wciąga widza w zabawę, zwodzi i udowadnia, że niekoniecznie widzimy to, co nam się wydaje. „My(d)lenie oczu” kompletnie pozbawia nas zaufania do swojego wzroku.

Wzięliśmy udział w wielu eksperymentach, gdzie wzrok nas zawiódł całkowicie. Najpierw wydawało nam się, że czarno-białe zdjęcie jest w kolorze, a potem w taki sposób światło oświetlało nasze twarze, że mieliśmy wrażenie, że ktoś wywołuje bez naszej wiedzy i pozwolenia uśmiech czy smutek.


Wśród fotograficznych doświadczeń na wystawie pojawiły się podświetlone kolorowe krążki, które odpowiednio ułożone dawały różne kolory, wirująca tęcza, która kręcąc się dawała białe światło oraz absolutny hit wystawy zarówno u dorosłych, jak i u dzieci, czyli „zamrażanie cienia”.


Nie chcę Wam zdradzać wszystkich tajemnic wystawy, bo jednak trzeba ją zwiedzić osobiście i samodzielnie przerobić wszystkie eksperymenty, ale dodam tylko, że będziecie mogli z pomocą kilku przedmiotów odmienić swój wygląd, zobaczyć jak wyglądały pierwsze odbitki fotograficzne oraz poznać takie pojęcia jak op-art, zobaczyć, jak bawi się z nami cień, jak powstaje widmo i wiele innych.


Recenzja również na: www.czasdzieci.pl

21 sierpnia 2016

Barbara Gawryluk "Teraz tu jest nasz dom" - recenzja

Gawryluk, Donbas, uchodźcy, książka

Wyobraźcie sobie, że musicie opuścić swój kraj. Swój dom i swoją rodzinę. Pakujecie tylko najbardziej potrzebne rzeczy. Zostawiacie przedmioty, na które pracowaliście długo, albo kupiliście je na kredyt. Wasze dzieci zostawiają swoje zabawki i pluszaki. Wyjeżdżacie. Z biletem w jedną stronę, bo w Waszym kraju panuje wojna.


Jest niebezpiecznie. Musicie uciekać. Przyjeżdżacie do obcego kraju, który zaoferował Wam dach nad głową. Nie znacie języka lub słabo mówicie w języku kraju, który od teraz będzie Waszym domem. Szukacie pracy. Wasze dzieci mają kłopoty w szkole, bo są obce, nie znają języka, mają kłopoty adaptacyjne, być może są poszturchiwane, wyśmiewane, pogardzane. 

Wyobraziliście sobie siebie w takiej sytuacji? Czujecie to? 

Tak właśnie czują się uchodźcy. Ludzie, którzy musieli opuścić swoją ojczyznę i udać się w nieznane. O takim właśnie losie, a dokładniej o losie uchodźców z Ukrainy, z opanowanego wojną Donbasu traktuje książka Barbary Gawryluk "Teraz tu jest nasz dom".

W sytuacji, kiedy Europa aktualnie zmaga się z falą uchodźców, warto bez negatywnych emocji i uprzedzeń sięgnąć po tę niezwykle ważną, potrzebną i bardzo wzruszającą książkę. Książkę, która pokazuje jak cierpią dzieci uchodźców, bo to najczęściej one cierpią najbardziej. Zostały wyrwane ze swych domów, łóżek, szkół, podwórek. Pojechały do obcego kraju bez swoich pluszaków, książek i zabawek. Dla dziecka samo spanie w nowym łóżku może być prawdziwym dramatem. Wchodzą w nowe środowisko z brakiem znajomości języka i kultury, w której przyszło im żyć. Bez kolegów i rodziny. Tęsknią za babcią, dziadkiem, ciocią czy kuzynostwem. 

Dlatego fantastycznie, że powstała ta książka. Pokazuje wojnę tak, jak ją widzi dziecko: strzały, czołgi na ulicach, szepczący rodzice, którzy starają się je uchronić od strachu i paniki. Książka ta uczy czytelnika wrażliwości i tolerancji. Koniecznie należy ją przeczytać razem z dzieckiem, bo w przedszkolu czy szkole spotka wielu cudzoziemców, a lektura książki pozwoli mu popatrzeć na kolegów z większą wyrozumiałością i empatią.

Recenzja również na: www.miastodzieci.pl

20 sierpnia 2016

Wycieczka na Lubomir

Tak dziś spędzaliśmy dzień w Beskidach. Zaledwie kilkadziesiąt minut od domu. Dzieciaki wymęczone, ale zadowolone. Znaleźliśmy na swojej trasie 2 geoskrytki i obserwatorium astronomiczne! Doszły 2 pieczątki do pamiętnika podróżnika oraz 2 nieletnich podróżników założyło swoje pierwsze Książeczki GOT PTTK. Zainspirujcie się!

18 sierpnia 2016

Energetyczny "Park Rozrywki Ogrodzieniec"

Dotychczas Ogrodzieniec kojarzył nam się jedynie z ruinami zamku, które dość chętnie i często odwiedzaliśmy, ale od niedawna Ogrodzieniec szczycić się może również Parkiem Rozrywki, który odwiedziliśmy w sierpniowy weekend.

30 lipca 2016

Anna Paszkiewicz "Językowe wygibasy"- recenzja

Na wakacje tradycyjnie wyjechaliśmy z całą furą książek, a czytanie zaczęliśmy już w drodze nad morze od książki "Językowe wygibasy" autorstwa Anny Paszkiewicz, a wydanej przez Wydawnictwo SBM.

Książeczka jest przeurocza - Igor ćwiczył wymowę trudnych "szeleszczących" słów, a ja swoją dykcję. Korzyść obopólna. Wierszyki są krótkie, 2-zwrotkowe. Nie można się przy nich zmęczyć czy znużyć, a na dodatek są bardzo dowcipne. Dziecko zaśmiewało się z krótkich opowieści i ilustrujących je rysunków. "Językowe wygibasy" czytaliśmy na zmianę. Raz ja całą książkę, a potem Igor - wielki szacunek dla jego starań, bo dla prawie siedmiolatka to była trudna próba samodzielnego czytania.

Książka jest świetnym treningiem logopedycznym, ale też uczy dzieci trudnych, czasem rzadko dziś spotykanych słów: "dać drapaka", "rącze dżdżownice". Jest zabawna, pouczająca, a najfajniejsze jest to, że można do niej wracać wciąż i wciąż i w ogóle się nie nudzi.

Piękne wydanie w twardej oprawie, ciekawa treść z mocnym walorem edukacyjnym, zabawne ilustracje Dariusza Wanata. Książka powstała w konsultacji z logopedą, pedagogiem specjalnym i dyplomowanym terapeutą pedagogicznym mgr Kingą Sawicką.

"Smaki Alwerni" - recenzja

Od tygodnia jestem szczęśliwą posiadaczką książki z przepisami kulinarnymi Gminy Alwernia "Smaki Alwerni". Czekałam na tę książkę niecierpliwie i w końcu dumnie stanęła na półce z książkami kulinarnymi tuż obok książki "C.k. kuchnia", której autorem jest Robert Makłowicz, a książką "Chrzanowskie gotowanie" z mojego rodzinnego Chrzanowa.


Przepisy w książce pochodzą od Koła Gospodyń Wiejskich z Mirowa i jeśli Alwernia, gmina w województwie małopolskim, położona całkiem niedaleko od Krakowa z niczym szczególnym Wam się nie kojarzy, to po lekturze książki zdecydowanie uruchomicie ślinianki. 

Bliskie memu sercu są ziemniaki po cabańsku, które kojarzą mi się ze wspaniałymi, rodzinnymi biesiadami przy ognisku. A cały rytuał przykrywania garnka liściami kapusty, wykopywania darnia ziemi, którym przykrywano gar powoduje, że jest to dla mnie potrawa bardzo wyjątkowa.

Miłością do ziemniaków po cabańsku zarażam każdego, kogo się da, serwując tę potrawę w domu, w wersji piekarnikowej. Smakuje równie dobrze, jak ta na ognisku. W książce znajdziecie też wyjątkowy przepis na parzybrodę, zaciurkę na mleku czy barszcz chrzanowy.

Alwernia to nie tylko kuchnia. Alwernia, to także zabytki, o których możecie poczytać w książce i na stronie gminy Alwernia. Po lekturze książki już wiem, że mam kilka miejsc, które muszę koniecznie odwiedzić.

"Smaki Alwerni" to dla gminy i burmistrza - Tomasza Siemka - świetna promocja. Jeśli nie uda się Wam jej zdobyć w wersji książkowej, można ją ściągnąć ze strony gminy Alwernia: "Smaki Alwerni" w wersji pdf.

Miłego czytania i - mam nadzieję - gotowania!

23 lipca 2016

Lipiec 2016 - Geosfera Jaworzno

Magiczne miejsce, w którym kontakt z przyrodą i prehistorią jest na wyciągnięcie ręki. GEOSFERA to m.in.:
- wiele organizowanych wydarzeń,
- miejsce na zrobienie grilla (termin do ustalenia z właścicielem terenu)
- 2 placyki zabaw. Jeden na prawo od wejścia, drugi, dla maluchów mini placyk przy jeziorkach
- strefa relaksu - drewniane leżaki
- ogrody sensoryczne - całe łąki ziół i innych roślin... Resztę odkryjcie sami!


Uwaga! Mnóstwo ciekawych kamieni do podziwiania! Zabierajcie kosze piknikowe i pędźcie do Geosfery spędzać czas!

GEOSFERA: ul. świętego Wojciecha 100,43-600 Jaworzno (woj. śląskie)
Godziny otwarcia: 
poniedziałek - 08:00–16:00; wtorek - 08:00–16:00;
środa - 08:00–16:00; czwartek - 08:00–16:00;
piątek - 08:00–16:00; sobota - 08:00–20:00; niedziela - 08:00–20:00.
WSTĘP BEZPŁATNY
Adres strony: Geosfera Jaworzno




















 

1 lipca 2016

Pamiętnik podróżnika

Z dumą pokazuję PAMIĘTNIK PODRÓŻNIKA, który prowadzę wraz z synem od ponad 3 lat! To chronologiczny zapis różnych miejsc, które mój syn odwiedził. Wklejamy tam bilety, pieczątki, ale też dedykacje czy autografy. Załóżcie go właśnie teraz! Kiedyś Wasze dziecko będzie Wam wdzięczne za taki nietypowy prezent. Koszty niewielkie: regularność, konsekwencja oraz klej i taśma klejąca.Mój syn jest bardzo dumny z Pamiętnika. A może prowadzicie już takie "pamiętniki"? Pokażcie je koniecznie!










18 czerwca 2016

"Przygody Tomka Sawyera" w Teatrze Groteska

W ubiegłą sobotę ponownie odwiedziliśmy Teatr Groteska, tym razem byliśmy na spektaktu "Przygody Tomka Sawyera". Nie ukrywam, że czekałam z niecierpliwością na ten spektakl - zdecydowanie bardziej niż małoletni, który zadał mi tylko pytanie: 
- Mamo, gdzie się wybieramy w sobotę?
- Do Groteski
- A, to ekstra!
Ja za to z dreszczem emocji czekałam na sobotę, bo będąc nastolatką zaczytywałam się w książkach Marka Twaina, a "Przygody Tomka Sawyera" należały do moich ulubionych.

Dotarliśmy do Groteski, rozsiedliśmy się w fotelach i w końcu się zaczęło. Aktorzy dwoili się i troili, aby zadowolić młodych widzów. Tańczyli, śpiewali, a publiczność nagradzała ich wysiłki spontanicznymi oklaskami. Żywiołowa akcja i dynamiczna gra aktorów wprawiała wszystkich w zachwyt.

Momenty, które szczególnie rozbawiły dzieci, to scena, kiedy cwany Tomek wrobił kolegów w malowanie płotu, scena w szkole oraz upadek Indianina w przepaść (to był czarmy charakter, więc są rozgrzeszeni). Z kolei pełna emocji i napięcia była scena, w której Tomek walczył z Indianinem.

Dekoracje zmieniały się błyskawicznie, a dźwięki, echo czy zróżnicowane światło potęgowały emocje. Absolutnie genialna była piosenka o jaskini, która z powodzeniem mogłaby znaleźć się na listach przebojów i dobrze sobie tam radzić. Widzowie podziękowali aktorom za niesamowity występ gromkimi brawami, a kurtyna podnosiła się wielokrotnie.

Spektakl minął nie wiadomo kiedy i został tylko (jak zwykle po wielkich emocjach i mocnych wrażeniach) żal, że to już koniec...

Recenzja także na: www.czasdzieci.pl


28 maja 2016

Animacja i muzyka - duet idealny

Jeszcze jakiś czas temu zastanawiałam się czy muzyka symfoniczna wraz z chórem i śpiewem operowym byłaby strawna dla mojego prawie 7-latka. Sama będąc fanką między innymi muzyki poważnej i symfonicznej zastanawiałam się, jak zaprezentować synowi ten rodzaj muzyki, aby go do niej nie zrazić, ale nią zaintrygować i zainteresować. Niespodziewanie, z pomocą przyszedł mi Festiwal Muzyki Filmowej, a dokładnie Gala Animacji w Tauron Arenie.

Na hasło: - mamy jutro wychodne, dziecko zadało tylko pytanie gdzie i czy galowo czy nie :) W piękne sobotnie popołudnie, kiedy już przebiliśmy się przez miasto, ze sporym zapasem czasu zawitaliśmy do Tauron Areny.

Przed samym wydarzeniem syn miał możliwość dobrze spędzić czas z animatorami z Parku Wodnego, którzy nie dość, że przygotowali fajne zajęcia dla dzieci, to obdarowywali każdego z nich prezentami.

Jeszcze jakiś czas temu zastanawiałam się czy muzyka symfoniczna wraz z chórem i śpiewem operowym byłaby strawna dla mojego prawie 7-latka. Sama będąc fanką między innymi muzyki poważnej i symfonicznej zastanawiałam się, jak zaprezentować synowi ten rodzaj muzyki, aby go do niej nie zrazić, ale nią zaintrygować i zainteresować. Niespodziewanie, z pomocą przyszedł mi Festiwal Muzyki Filmowej, a dokładnie Gala Animacji w Tauron Arenie.

Na hasło: - mamy jutro wychodne, dziecko zadało tylko pytanie gdzie i czy galowo czy nie :) W piękne sobotnie popołudnie, kiedy już przebiliśmy się przez miasto, ze sporym zapasem czasu zawitaliśmy do Tauron Areny.

Przed samym wydarzeniem syn miał możliwość dobrze spędzić czas z animatorami z Parku Wodnego, którzy nie dość, że przygotowali fajne zajęcia dla dzieci, to obdarowywali każdego z nich prezentami.

Wreszcie gong wezwał nas do hali. Zajęliśmy miejsca i czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Zaczęło się... Ton nadawała Orkiestra Akademii Beethovenowskiej z udziałem Chóru Polskiego Radia z udziałem zaproszonych gości i był to najpiękniejszy skład, jaki można sobie wymarzyć.  Na ekranie pojawiały się znane dzieciom filmy animowane, a ww. muzycy wykonywali muzykę z nich. Migawki z filmów przeplatane były wypowiedziami kompozytorów oraz zbliżeniami na kolejno pojawiających się na scenie artystów. 

Wioletta Chodowicz, genialna sopranistka doprowadziła swoim głosem pojawienie się gęsiej skórki na moim ciele, a mój syn słuchał jej jak zaczarowany. Oczywiście największe emocje wzbudziła Edyta Górniak, która wykonała swój popisowy utwór z filmu "Pocahontas". Wstyd się przyznać, ale Edyta doprowadziła mnie do łez wzruszenia. Ukradkiem ocierałam łzy, bo jej głos brzmiał rewelacyjnie, a jeszcze nigdy nie miałam okazji usłyszeć jej na żywo. Do takiego samego efektu doprowadziła mnie z resztą Katarzyna Łaska wykonaniem utworu do filmu "Kraina Lodu".

W czasie, kiedy ja ryczałam jak bóbr, mój syn cieszył się ponownym obejrzeniem scen z "Krainy Lodu" i kazał sobie pilnie notować wszystkie filmy, jakie obejrzał na Festiwalu celem obejrzenia ich w przyszłości :) W międzyczasie, kiedy na ekranie pojawiali się muzycy Orkiestry w zbliżeniu, tłumaczyłam synowi poszczególne instrumenty, jakie zobaczył. Uff, dziękuję mojej nauczycielce muzyki za wbicie mi do głowy co to obój,a co klarnet :)

Nie mogę nie dodać, że jak zwykle w krakowskiej Tauron Arenie oprócz doskonałych muzyków i nagłośnienia, oświetlenie było rewelacyjne i momentami zapierało dech w piersiach z uwagi na wyjątkową harmonię z prezentowaną muzyką.

Myślę, że Gala Muzyki Filmowej była dla dzieci świetną lekcją muzyki i doskonałą metodą na oswajanie ich z niełatwą muzyką symfoniczną. Dowodem na to niech będzie ogromne skupienie z jakim dzieci w różnym wieku słuchały poszczególnych utworów. 

Recenzja również na: www.czasdzieci.pl

13 marca 2016

Mały Książę, czyli niedziela dla wrażliwców

Na pewno w dzieciństwie czytaliście książkę Antoine’a de Saint-Exupéry’ego "Mały Książę". Ja również i to wiele razy. Czytałam ją będąc w różnym wieku i za każdym razem odkrywałam coś nowego i odbierałam opowieść na nowo. Moje ostatnie spotkanie z "Małym Księciem" było dawno temu, ale wspomnienia wróciły w ubiegłą niedzielę, kiedy to wybrałam się z synem na spektakl "Mały Książę" do Krakowskiego Teatru Scena Stu.

Spektakl przedstawia w zaskakujący sposób znaną nam opowieść o chłopcu i jego wrażliwej, wymagającej róży. Scenografia jest raczej ascetyczna. Centralnym punktem sceny jest podnoszący się, podświetlony fragment sceny, który powoduje mocne skupienie uwagi widzów na aktorach. Zaprojektowane kostiumy, w których występuje każdy z aktorów są tak sugestywne i starannie przemyślane, że opowiadają o każdej z postaci prawie wszystko, dzięki czemu zbędna jest dodatkowa narracja czy opis postaci.

Efekty świetlne (reflektory, lasery) oraz mocna, zdecydowana muzyka powodują wzmocnienie siły przekazu spektaklu, a telebimy z wyświetlanymi obrazami uatrakcyjniają spektakl. Reżyser, Krzysztof Jasiński pokazuje "Małego Księcia" w bardzo nowoczesny sposób. Gra aktorów, ich zaledwie kilkumetrowa obecność od widza, efekty wizualne i dźwiękowe oraz nieprzyzwoicie piękne kostiumy to prawdziwa uczta dla oczu, uszu i duszy. To doskonały spektakl dla dzieci, ale chyba jeszcze lepszy dla dorosłych, bo pozwala zatrzymać się, wyciszyć i spojrzeć na świat w zupełnie inny sposób. Moim zdaniem spektakl nie ma absolutnie słabych stron.

Według mojej subiektywnej oceny dzieło artystyczne jest dobre, kiedy po obcowaniu z nim mamy wrażenie, że coś w nas się zmieniło, kiedy zaglądamy w głąb siebie.

Dokładnie z takim wrażeniem opuściłam teatr. Mój syn był szczęśliwy, bo spektakl mu się po prostu podobał, a ja czułam się jak po terapii u dobrego terapeuty. W dodatku na koniec spektaklu się wzruszyłam, ale to chyba taka reakcja na ujrzane piękno :)

Recenzja także na: www.czasdzieci.pl

6 marca 2016

Z wizytą u Krzysztoforka i Dorotki

W niedzielę 6 marca br. wybrałam sie z synem po raz kolejny do krakowskich Krzysztoforów, tym razem na przygotowane przez Muzeum Historyczne Miasta Krakowa przedstawienie "Strażnicy zaczarowanej księgi". Bohaterami przedstawienia był Krzysztoforek i Dorotka, mieszkańcy Krzysztoforów, którzy opowiedzieli widzom legendy krakowskie.

Rodzeństwo gościło różnych, czasem bardzo zaskakujących i ekscentrycznych krakowskich gości i co rusz miało ciekawe przygody. A to strażnik Miasta Krakowa, a to Żak, który miał pomóc w odszyfrowaniu tajemniczej księgi, ale pożarł wszystko, co ugotowała Dorotka, a to sepleniący szewc, a to diabeł znaleziony w piwnicy...

Spektakl przebiegał dynamicznie, był bardzo energetyczny. Dzieci miały aktorów dosłownie na wyciągnięcie ręki i bardzo zaangażowały się w spektakl - np. pomagały szewcowi przygotować strawę dla smoka. Nie mogły usiedzieć na miejscu, bardzo aktywnie uczestniczyły w spektaklu.
O dziwo rodzice byli również bardzo zaangażowani, zwłaszcza jeden z opiekunów, który brawurowo "zagrał smoka", za co został obdarowany gromkimi brawami oraz jedna z mam, która wcieliła się w rolę królewny.

Na koniec spektaklu dzieci zrobiły sobie pamiątkowe zdjęcie z Krzysztoforkiem i Dorotką.

Przedstawienie "Strażnicy zaczarowanej księgi" dostarczył wszystkim widzom, zarówno tym małym, jak i dużym, wielu emocji, ponieważ akcja na scenie działa się szybko, a sam spektakl był suto okraszony poczuciem humoru. Wszyscy na moment przenieśliśmy się do świata krakowskich legend i tajemnic ukrytych w Pałacu Krzysztofory, a była to bardzo ekscytująca podróż.

Recenzja także na: www.czasdzieci.pl

21 lutego 2016

O Igorze, co ze Smog(k)iem walczył

W smutną deszczową niedzielę wyruszyliśmy wbrew aurze, aby walczyć ze Smogiem, a raczej SmoGoSmokiem, czyli wziąć udział w warsztatch dla dzieci, na które zaprosił nas Bunkier Sztuki, Krakowski Alarm Smogowy oraz Niezależny Instytut Edukacji Emocjonalnej.

Przybyliśmy punktualnie, z pełnym plastikowych butelek i zakrętek plecakiem. Odkładaliśmy je od kilku dni, bo miał to być cenny materiał artystyczny i taki też był.

Na początku dzieci określały uczucia, jakie towarzyszyły zdjęciom na wyświetlanej prezentacji i poradziły sobie z tym zadaniem koncertowo! Bohaterami wyświetlanej opowieści o SmoGoSmoku była Mania i... Igor :) I okazuje się, że całkiem przypadkowo mój syn Igor, dobrał do pary dziewczynkę o imieniu Mania (jak w opowieści) i wspólnie robili SmoGoSmoka z użyciem kul styropianowych i czarnej bibuły.

Na powstrzymanie wstrętnego, obrzydliwego i śmierdzącego SmoGoSmoka dzieci miały pomysłów bez liku: jeździć więcej na rowerach, jeździć elektrycznymi samochodami, chodzić pieszo, nie palić śmieci, nie palić papierosów. Jednak najlepszym pomysłem było przygotowanie dobrych pozytywnych smoków z przyniesionych plastikowych butelek. Prace powstawały różne, a i pomysły zastosowania dobrych smoków były zaskakujące. 
Organizatorzy zapowiedzieli, że wspólne dzieło dzieci i rodziców, czyli wieloczłonowy SmoGoSmok wystąpi na Paradzie Smoków, cyklicznej krakowskiej imprezie.

Na zakończenie każde z dzieci dostało książeczkę o Mani i Igorze i SmoGoSmoku, a nasze SmoGoSmoki zabraliśmy do domu i przypominają nam o dobrej i pouczającej zabawie :)

Recenzja również na: www.czasdzieci.pl

14 lutego 2016

Cichociemni, czyli kto?

W ciepłe, lutowe przedpołudnie wybrałam się z 6-letnim pasjonatem historii i militariów do krakowskiego Muzeum Armii Krajowej, aby nietypowo spędzić tegoroczne walentynki. Była to nasza druga wizyta w tym niesamowitym miejscu, ale tym razem miała ona charakter uroczysty, bo powodem były warsztaty dla dzieci z okazji "Dnia Cichociemnych".

Warsztaty prowadził pan Artur Jachna z Muzeum Armii Krajowej w Krakowie, a na warsztat przybyły dzieci w różnym wieku. Pan Artur zaciekawił dzieci opowieściami o losach skoczków spadochronowych, czyli cichociemnych. Dzieci bardzo aktywnie uczestniczyły w zajęciach, a niektóre z nich wykazały się całkiem imponującą wiedzą.

Po solidnej dawce wiedzy na temat cichociemnych przyszedł czas na... lisa z origami. Dlaczego akurat lisa, a nie orła czy węża? Ano dlatego, że jeden ze skoczków nosił taki pseudonim. Zabawa była przednia. Co prawda nasz lis raczej przypominał kota niż lisa, ale nic nie szkodzi :)

Potem, ku radości warsztatowiczów, pan Artur wyciągnął z szafy wojenne rekwizyty: manierkę, radiostację i maskę przeciwgazową. Dzieci dotykały, przymierzały, a nawet próbowały dzwonić :)

Ostatnim punktem programu był pokaz eksponatów związanych z naszymi skoczkami, a wśród nich znalazły się: mundur, kurtka lotnicza czy rozłożona na części pierwsze wojskowa paczka żywieniowa.

Po obejrzeniu eksponatów zaciekawione dzieci wraz z opiekunami udali się na zwiedzanie wystaw Muzeum AK. Jedno wiem na pewno. Wszyscy połknęli bakcyla historii. I wrócą tu po kolejną porcję wiedzy. 

Recenzja także na: www.czasdzieci.pl

5 lutego 2016

Mam tę moc, czyli moc wrażeń na "Krainie lodu" w Tauron Arenie

"Mam tę moc. Mam tę moc" - ten tekst ostatnio wszędzie słyszałam, aż zaczął mnie irytować. Wszyscy wciąż deklarowali, że posiadają moc. Może naczytali się książek motywacyjnych? Nie dopytywałam, skąd ten cytat, nie chcąc wyjść na ignorantkę. 5 lutego wszystko stało się jasne.

Wybrałam się w późne piątkowe popołudnie do krakowskiej Tauron Areny ze swoim rodzonym małoletnim na pokaz filmu Walta Disneya "Kraina lodu - film z muzyką na żywo". Kiedy już przebiliśmy się przez tłumy rozentuzjazmowanych fanek i fanów Anny, Elsy, Kristoffa i Olafa i zasiedliśmy w sektorze z doskonałym widokiem na - w zasadzie na wszystko - naszym oczom ukazała się pięknie rozświetlona hala i gigantyczny ekran. Wszyscy czekali z niecierpliwością na pokaz.

I w końcu wszystko się zaczęło. Usłyszeliśmy, że razem z nami film oglądać będzie Zarząd Walt Disney Company. Dowiedzieliśmy się, że 600 osób pracowało przez 3 miliony godzin, aby powstało to arcydzieło.

I w końcu na gigantycznym ekranie zaczęto wyświetlać film, a znajdujący się tuż pod nim: Orkiestra Akademii Beethovenowskiej, Chór Polskiego Radia oraz soliści, znani z polskiej wersji filmu Walta Disneya zaczęli koncert. W pewnym momencie usłyszałam piosenkę ze znienawidzonym już tekstem i zaśmiałam się w duchu. Przynajmniej już wiem o co chodzi z tą "mocą". :)

Za każdym razem, kiedy soliści wykonywali piosenkę z filmu nagradzani byli gromkimi brawami, ale chyba najobfitszych doczekał się Czesław Mozil, filmowy bałwanek Olaf.

Warto było od czasu do czasu oderwać się od tego co działo się na ekranie i zerknąć na niedalekie okolice sceny, gdzie pląsały księżniczki i bałwanki. Dzieciaki musiały dać upust wielkim emocjom, w które obfitował film i w strojach księżniczek czy bałwanków biegały, piszczały, cieszyły się lub smuciły, w każdym razie reagowały bardzo żywiołowo na to, co działo sie na ekranie. Przede wszystkim wszyscy śpiewali! Dzieci doskonale znały wszystkie piosenki z filmu, a w takiej zmasowanej ilości dało to niesamowity efekt. Emocje wisiały w powietrzu. Z akompaniamentem muzyki, rzecz jasna...

Wyszliśmy z Areny nucąc, że "mamy tę moc"...

Recenzja również na: www.czasdzieci.pl