Fot. Stowarzyszenie na Rzecz Integracji
|
Wyjazd dziecka po raz pierwszy na kolonię jest stresujący zarówno dla dziecka, jak i dla rodziców. Powrót też bywa ciężki.
Junior wczoraj wrócił z kolonii w Koninkach organizowanej przez krakowskie Stowarzyszenie Na Rzecz Integracji. Książę Jęczybuła wbrew pozorom jest zadowolony i kolonia bardzo mu się podobała.
A dlaczego wbrew pozorom? Ponieważ mój ukochany Jęczybuła mniej więcej co drugi dzień dzwonił i jęczał, że wraca "już, natychmiast" i "nie wytrzyma ani chwili" i "tęskni jak jasny pieron".
Ogromnym zaskoczeniem było dla nas to, że kiedy był "dzień górski", czyli organizatorzy przeciągnęli dzieci po górach i dolinach, to nie jęczał. Powiecie, że to normalne? No nie bardzo, ponieważ pomimo usilnych starań rodziców książę Igi nie przepada za chodzeniem po górach.
Zatem wrócił. Walizkę odważyłam się otworzyć dopiero późnym popołudniem bojąc się, że wyleje się z niej błoto, wypadnie trawa, siano, słoma, szyszki, wiewiórki i ze dwie myszy. Zaskoczona byłam wielce, kiedy po unboxingu walizki okazało się, że nie dość, że z walizki nie wyskoczyła żaba czy inny wiewiór, to wszystko było spakowane tak, jak mamusia lubi! Szok, niedowierzanie! Co prawda straty są (a jakże!) w postaci mojego ulubionego ręczniczka schnącego za jednym mrugnięciem oka, ale trudno. Może jakaś dobra dusza znajdzie go w swojej walizce i odda. O stracie skarpet nie wspominam, bo podejrzewam, że leżą w ośrodku pod łóżkiem Igora.
Dzisiaj Junior oznajmił, że za rok jedzie na kolonię bez względu na to czy jakiś kolega pojedzie czy nie. Wszak jeszcze nie wie gdzie się wybierze, ale zapewne będzie to kolonia z Minecraftem.
Pomijając kolonijne wieczorne Juniorowe męczybólenie, korzyści z kolonii są ogromne!
Po 1.: przeżył,
po 2.: my przeżyliśmy,
po 3.: opiekunowie przeżyli,
po 4.: spodobało mu się chodzenie po górach i chce z nami pojechać na Turbacz,
po 5.: chce nauczyć się grać na gitarze,
po 6.: przywiózł dwa piękne koty z siana i malunek na szkle, a wszystko wykonywane na warsztatach rękodzielniczych,
po 7.: nauczył się oszczędzać pieniądze. Dostał na kolonie ponad 100 zł. Przywiózł ponad 70 zł. Bo "nie będzie na głupoty wydawał",
po 8.: zaopatrzenie dziecka w bidon z filtrem węglowym, do którego wlewa się kranówkę spowodowało, że dziecko w przeważającej większości piło wodę, a nie słodkie napoje. Kupujcie ino żywo!
po 9.: jest zadowolony i chce jechać w przyszłym roku!
po 9.: jest zadowolony i chce jechać w przyszłym roku!
Słowo od Igora: fajnie było, ale tęskniłem trochę. Poszliśmy w góry, byliśmy nad rzeczką, pojechaliśmy na Słowację i grałem na gitarze. :)
Słowo od rodziców: Stowarzyszenie Na Rzecz Integracji po raz kolejny stanęło na wysokości zadania, z resztą w przypadku Igora, to był jego drugi wyjazd z nimi (ostatnio była zielona szkoła na której działali pracownicy Stowarzyszenia). Nie baliśmy się posłać Igora ze Stowarzyszeniem, bo byliśmy pewni, że jadąc z nimi Junior jest bezpieczny.
Dziękujemy serdecznie Stowarzyszeniu, a w szczególności pani Angelice Jelonek i pani Marcie Myrek.
Dziękujemy serdecznie Stowarzyszeniu, a w szczególności pani Angelice Jelonek i pani Marcie Myrek.
No jakbym była z Krakowa to już bym się pakowała na ich stronę ;) kusi mnie ten bidon z filtrem węglowym, chyba poszperam coś na ten temat
OdpowiedzUsuńOrganizatorzy na medal, a bidon jest w Rossmanach, albo na allegro: filtr Dafi. Tanio nie jest, ale warto. Teraz Igor nosi go do szkoły, a ja mam zawsze w torebce :)
UsuńKolonie uczą dzieci życia :) Fajnie, że znalazł dla siebie tyle nowych pasji :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie. Pojęczał, ale na Turbacz się wybieramy :)
UsuńJak byłem młodszy, to nigdy nie miałem okazji pojechać na kolonie, więc tym bardziej się cieszę, że nowym pokoleniom dalej podobają się tego typu atrakcje i chcą w nich dalej uczestniczyć!
OdpowiedzUsuńJa byłam raz. Traumatyczne przeżycie. Udało mi się jednak nie przerzucać moich strachów na syna.
Usuń