Wydaje Wam się, że nie wypuścicie swoich skarbów z domu, bo bez Was zginą, przepadną i pożre je wilk? Nie, nie chodzi tu o kilka godzin poza domem czy weekend z babcią, ale o pierwszy poważny wyjazd. W naszym wypadku była to zielona szkoła. Sprawdźcie jak się do tej operacji przygotować i jak przeżyć pierwszą rozłąkę z dzieckiem.
- Przygotować dziecko psychicznie do wyjazdu – wytłumaczyć, że warto jechać, bo program jest atrakcyjny, nie będzie miało czasu na nudę i będzie z ulubionymi kolegami. Nie możemy pokazywać dziecku, że się boimy jak to będzie, chociaż bać się zapewne będziemy. Okazywanie dziecku niepokoju związanego z wyjazdem powoduje niepokój również u niego. Należy się cieszyć, że jedzie, bo jest to dla niego przygoda, ale też sporo nauki wynikającej ze zdobytego doświadczenia.
- Dobrze spakować walizkę – pakować walizkę razem z dzieckiem, aby pamiętało, co mniej więcej się w niej znajduje. Zapakować ciuchy nieco na wyrost, ale bez przesady. Nie dawać na wyjazd nowych rzeczy, bo zwyczajnie nie będzie pamiętało, że to jego. Inna sprawa, że ostatecznie może się okazać, że przez połowę wyjazdu nasza pociecha chodziła w jednych i tych samych spodniach, bo je lubi i uznała, że jeszcze były czyste. Bardzo możliwe jest, że pomyli majtki czyste z brudnymi, że pójdzie do łazienki w skarpetkach, a potem mokre włoży do walizki. Jeśli zatem odbierając dziecko znajdziecie w autokarze walizkę, to jest już połowa sukcesu. Jeśli natomiast zdecydujecie się ją w domu otworzyć w myśl hasła „Jest ryzyko, jest zabawa” i coś tam w niej znajdziecie, to możecie zacząć być dumni z Waszego potomka.
- Nie panikować! Nie traktować dziecka jak małego dzidziusia, które bez mamusi i tatusia, wieczornego czytania i buziaczka nie jest w stanie funkcjonować. To brutalne, ale jest w stanie. I w dodatku zrobi to dobrze.
- Wyposażyć dziecko w telefon – kwestia mocno sporna. Dawanie dziecku telefonu na wyjazd ma tyleż samo zwolenników, co przeciwników. U nas telefon na wyjeździe się sprawdził. Dziecko raz dziennie dzwoniło do nas oraz babć. Nie było płaczu, ale autentyczna radość z pobytu. My zaś byliśmy spokojni, że wszystkie idzie dobrze.
- Mieć kontakt z opiekunami na wyjeździe – w naszym przypadku zarówno wychowawca, jak i pozostali opiekunowie stanęli na wysokości zadania. Codziennie dostawaliśmy relację zdjęciową, filmową i informacje od wychowawcy i pozostałych opiekunów. Czuliśmy się absolutnie „zaopiekowani” i doskonale poinformowani. Wiedzieliśmy, że wszystko jest w porządku.
- ZAJĄĆ SIĘ SOBĄ! Zająć się pracą, sprzątaniem, czytaniem książek. Czymkolwiek. Nie myśleć i nie zastanawiać się, co tam biedna dziecina bez nas robi. Bo jest jej tam dobrze i jest w dobrych rękach.
Każdy
będzie pewnie przeżywał na swój sposób pierwsza rozłąkę z
dzieckiem, ale ja polecam sprawdzone u nas metody.
Dziecko
dzisiaj wróciło. Z trasy informował nas o wyjeździe, a potem
jeszcze dzwonił z trasy. Walizka również wróciła.
Po wstępnych oględzinach stwierdzono, że dziecko niczego nie zapomniało. Straty: zgubiona 1 rękawiczka i 1 para majtek podarta. Zysk: jakieś obce skarpety (niestety brudne). Dziecko zadowolone, z jego relacji wyłania się sielankowy obraz jednej wielkiej zielono szkolnej rodziny. Nie było konfliktów ani fochów. Mieli mnóstwo atrakcji i bardzo mu się to podobało. Już pyta, kiedy będzie następna zielona szkoła.
Po wstępnych oględzinach stwierdzono, że dziecko niczego nie zapomniało. Straty: zgubiona 1 rękawiczka i 1 para majtek podarta. Zysk: jakieś obce skarpety (niestety brudne). Dziecko zadowolone, z jego relacji wyłania się sielankowy obraz jednej wielkiej zielono szkolnej rodziny. Nie było konfliktów ani fochów. Mieli mnóstwo atrakcji i bardzo mu się to podobało. Już pyta, kiedy będzie następna zielona szkoła.
![]() |
Kocia komisja ds. kontroli zawartości walizki. |